Na ogół w naszej pobożności myślimy o poszczególnych osobach Świętej Rodziny niejako w izolacji, abstrahując od Ich wzajemnych więzi: w głównej nawie Pan Jezus w tabernakulum i ołtarz, a w bocznych nawach, po jednej stronie obraz Matki Bożej, po przeciwległej św. Józefa. A przecież są wspólnotą, są komunią i to, że każda z nich jest niepowtarzalną osobą (…) nie niweluje wspólnoty i nie umniejsza jej, przeciwnie – niezmiernie ubogaca. Jedność zakłada różnorodność, a tu jest różnorodność niepowtarzalna. Tak z woli Boga, sam więc Bóg wzywa, by widzieć Ich razem, by widzieć Ich we wspólnocie, w komunii.
Jan Paweł II w zakończeniu „Familiaris consortio”, adhortacji apostolskiej o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym, napisał szczególne słowa: „Jemu, Maryi i Józefowi zawierzam każdą rodzinę. W ich ręce i ich sercu oddaję tę Adhortację: niech Oni podadzą ją wam, czcigodni Bracia i umiłowani Synowie, i niech otworzą wasze serca na światło, którym Ewangelia promieniuje na każdą rodzinę”. Wierzył głęboko w to, że szczególnie w dzisiejszym świecie Święta Rodzina może stanowić dla współczesnych rodzin wzór wzajemnych odniesień – oblubieńczych, ojcowskich – macierzyńskich, synowskich, a także wzór promieniowania komunii na zewnątrz – to jest Ich misja w dziele odkupienia.

CZEGO ŚWIĘTA RODZINA MOŻE NAUCZYĆ WSPÓŁCZESNĄ RODZINĘ?
Po pierwsze: Pięknej jedności w bogactwie różnorodności. Każdy z nas jest odrębnym światem, każdy z nas jest inny i nie daj Boże, by była w kimkolwiek z nas chęć niwelowania różnic, a zwłaszcza niwelowania różnic poprzez czynienie drugiego człowieka na własny obraz i podobieństwo – mówił śp. ks. abp Kazimierz Majdański. Jak bardzo potrzebny jest dziś szacunek i akceptacja różnorodności. Wiedzą to doskonale rodzicie, którzy w każdym ze swoich dzieci widzą ich bogactwo talentów i różnorodności. Ale też wiedzą, jak trzeba się modlić za każde z nich, żeby prowadzić je drogą wyznaczoną przez Stwórcę. Trzeba sobie nieustannie przypominać, że Pan Bóg z każdym sakramentem związał nie tylko, ale także właściwe każdemu sakramentowi łaski uczynkowe. To dzięki nim małżonkowie są wspierani w swoich zadaniach małżeńskich i to dzięki nim rodzice otrzymują potrzebne światło i łaski na wychowanie każdego ze swoich dzieci.
Po drugie: Święta Rodzina uczy dawania pierwszeństwa Bogu, szukania w Nim źródła miłości i źródła komunii. Maryja i Józef nigdy nie postawili się w centrum jako bardzo ważne osoby, nie byli też centrum wzajemnie dla siebie. Byli dla siebie ważni ze względu na Jezusa. To On był największą miłością Ich życia. Byli wpatrzeni w Niego, skoncentrowani na Nim, dzięki czemu jako małżonkowie patrzyli w jednym kierunku. To On był źródłem Ich małżeńskiej komunii. W Ich szkole miłości każda rodzina może nauczyć się budowania komunii z Bogiem i wzajemnych relacji, słuchania i zachowywania Słowa Bożego, także wybaczania sobie nawzajem, ze względu na Niego i na miłość do Niego.
Innym cennym doświadczeniem, które możemy czerpać ze Świętej Rodziny, obdarowanie się sobą. Święta Rodzina jest bowiem najpiękniejszym wzorem rodziny, która zrozumiała, że „człowiek (…) nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (KDK 24). Każda z osób Najświętszej Rodziny była całkowitym i bezinteresownym darem z siebie, swoim życiem i postępowaniem niosła najpiękniejszy przykład miłości ofiarowującej siebie, a jednocześnie każda z tych osób w pełni przyjęła odwzajemniła dar pozostałych. Wzór wzajemności. W szkole Świętej Rodziny, pod Jej czujnym i czułym wzrokiem, każdy z członków rodziny może zdobywać cnoty i te postawy ducha, bez których komunia nie byłaby możliwa – cnotę bezinteresownej miłości, radosnej służby, cierpliwości wznoszeniu cierpień i trudów codzienności, zawierzenia Bogu, wewnętrznego skupienia, czystości i prawości serca, wierności aż do końca – po cierpienie i krzyż…

DLACZEGO WARTO ŻYĆ W KOMUNII?
Jan Paweł II w adhortacji „Novo Millenium Inneunte” w 2001 roku przypomniał, że wszędzie tam, gdzie kształtuje się człowiek, chrześcijanin, gdzie powstają rodziny i wspólnoty, wszędzie tam potrzebna jest duchowość komunii. Komunia pozwala nam mieć spojrzenie utkwione w tajemnicy Trójcy Świętej, która zamieszkuje w nas i jest Komunią Osób. Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże musi nieustannie wpatrywać się w Boga, jeśli chce zrozumieć siebie, odnaleźć prawdę o sobie, o tym, kim jest. Dzięki komunii – przypomniał Benedykt XVI: „Patrzę oczyma Chrystusa i mogę dać drugiemu o wiele więcej niż to, czego konieczność widać na zewnątrz: spojrzenie miłości, którego potrzebuje. W tym właśnie przejawia się niezbędne współdziałanie między miłością Boga i miłością bliźniego, o którym mówi z takim naciskiem Pierwszy list świętego Jana”. W małżeństwie im bardziej rozpoznaje się rysy oblubieńca/oblubienicy w Obliczu Chrystusa, tym bardziej się miłuje. Jak bardzo pomaga małżonkom wspólne celebrowanie sakramentu pokuty i pojednania, wspólny udział w Eucharystii i wspólne przystępowanie do Komunii św., wspólna lektura Pisma Świętego i wspólna modlitwa. Duchowość komunii to zdolność dostrzegania w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne, a co należy przyjąć i cenić jako dar Boży. „Duchowość komunii to wreszcie umiejętność ‘czynienia miejsca’ bratu, wzajemnego ‘noszenia brzemion’ i odrzucania pokus egoizmu, które nieustannie nam zagrażają, rodząc rywalizację, bezwzględne dążenie do kariery, nieufność, zazdrość. Nie łudźmy się: bez takiej postawy duchowej na niewiele zdałyby się zewnętrzne narzędzia komunii. Stałyby się bezdusznymi mechanizmami, raczej pozorami komunii niż sposobami jej wyrażania i rozwijania”.

CO ZAGRAŻA PRAWDZIWEJ KOMUNII?
Odpowiedź na to pytanie można sprowadzić do jednego słowa – egoizm. Egoizm, przez który tracę z oczu drugą osobę – zarówno Boga, jak i człowieka. Tracę z oczu Boga, kiedy już nie jest mi potrzebny. A kiedy nie jest już mi potrzebny? Kiedy nie mam dla niego czasu. Mam przecież tyle ważnych spraw na głowie. Nie mam czasu na spotkanie z Nim w Jego Słowie. Przecież znam je tak dobrze, tyle razy już je słyszałem. Co niedziela przecież je czytają. „Regularne czytanie Biblii wymaga czasu, a my cierpimy na jego deficyt. Człowiek ma przedziwną zdolność znajdowania czasu na rzeczy nieistotne, a nie na to, co by mu przyniosło prawdziwą radość. To, co najważniejsze, odkładamy na koniec. Zamiar może być dobry: bo kiedy mamy już pozmywane i pozamiatane, kiedy wszystko jest na miejscu i cały dom uprzątnięty, wtedy dopiero w spokoju możemy oddać się modlitwie i czytaniu. Ale dom nigdy nie jest w zupełnym porządku, wciąż pojawiają się nowe sprawy, które należy i trzeba wykonać. Na większość z nich znajdujemy czas, który planowaliśmy poświęcić na czytanie Biblii, właśnie tych dziesięciu czy piętnastu minut nam brakuje. Doba jest dokładnie o piętnaście minut za krótka!” – pisał Wilfrid Stinissen OCD. Ale też jeśli w moim życiu brak zupełnie kontaktu z Bogiem, to w drugim człowieku nie potrafię rozpoznać obrazu Boga i tracę z oczu nie tylko Boga, ale i człowieka, a wtedy ginie z naszych relacjach szacunek i respekt dla godności drugiej osoby, a w to miejsce pojawia się przedmiotowe jej traktowanie i utylitaryzm.
Podobnie jeżeli w moim życiu nie zwracam zupełnie uwagi na drugiego człowieka, to moja „pobożność” i wypełnianie „religijnych obowiązków” powoduje, że oziębia się także moja relacja z Bogiem. „Jest ona wówczas tylko ‘poprawna’, ale pozbawiona miłości. Jedynie moja gotowość do wyjścia naprzeciw bliźniemu, do okazania mu miłości, czyni mnie wrażliwym również na Boga. Jedynie służba bliźniemu otwiera mi oczy na to, co Bóg czyni dla mnie i na to, jak mnie kocha. Święci – myślimy na przykład o błogosławionej Teresie z Kalkuty – czerpali swoją zdolność do miłowania bliźniego zawsze na nowo ze spotkania z Chrystusem Eucharystycznym, a to spotkanie nabierało swego realizmu i głębi właśnie dzięki jej posłudze innym. Miłość Boga i miłość bliźniego są nierozłączne: są jednym przykazaniem. Obydwie te miłości jednak czerpią życie z miłości pochodzącej od Boga, który pierwszy nas umiłował” (Benedykt XVI, encyklika „Deus Caritas Est”,18).

JAK ZADBAĆ O KOMUNIĘ W RODZINIE?
Warto więc zadać sobie kilka pytań i przygotować sobie nowe „noworoczne” postanowienia, osadzone w prawdzie mojego powołania, naszej godności osób: Jakie wysiłki podejmuję, aby znaleźć pośród codziennych zajęć 10-15 minut na regularne czytanie Pisma Świętego? Jakie wysiłki podejmujemy, aby pogłębić naszą miłosną więź, komunię z Bogiem? W jaki sposób możemy pomóc naszym dzieciom ożywiać pragnienie Boga w ich sercach? W jakich sytuacjach naszego codziennego, małżeńskiego i rodzinnego życia odkrywam echo słów św. Augustyna: „Stworzyłeś nas bowiem dla siebie i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie”? Czy mamy czas dla siebie, czas „małżeński” poświęcony tylko naszej wzajemnej relacji, wolny od rozmów o innych, o sprawach, który nie jest wymianą poglądów, planowaniem przyszłości, dawaniem rad itp., ale wzajemnym doświadczaniem siebie i głębokim poznawaniem siebie nawzajem?
Prośmy dziś szczególnie Najświętszą Rodzinę, tę najpiękniejszą wspólnotę Osób, by uprosiła każdemu małżeństwu i każdej rodzinie najpiękniejszy czas. Czas budowania głębokiej wspólnoty życia i miłości, by każdy dom stawał się komunią miłujących osób.