BOLESNE DOŚWIADCZENIA ŻYCIOWE

Różne życiowe utrapienia przychodzą na ludzi niespodziewanie. Jakże często człowiek zaskoczony jakąś nagłą chorobą łatwo się załamuje. Trzeba stwierdzić, że każda choroba stanowi poważny wstrząs w normalnym życiu człowieka, Nikomu z ludzi nie przychodzi łatwo zgodzić się na to, aby być chorym. Każda choroba, wprowadza ogromne zakłócenie w dotychczasowe spokojne życie, a przede wszystkim przekreśla wiele osobistych planów życiowych. Chory człowiek boleśnie przeżywa stan swej ograniczoności i zarazem głęboko doświadcza fizycznego przemijania.

W całym procesie leczenia chorego oprócz odpowiedniej terapii potrzeba naprawdę wielkiej wiary, aby można było odkryć głębszy sens swej choroby i zająć właściwą chrześcijańską postawę wobec cierpienia.

To nie Bóg sprowadza na człowieka cierpienie, ale sam człowiek – naruszając porządek moralny ustanowiony przez Boga – ściąga na siebie jego bolesne konsekwencje. To nie Bóg karze człowieka cierpieniem, ale sam grzesznik wymierza sobie karę… Takie cierpienie, które Bóg jedynie dopuszcza, może służyć jako swoista okazja do uświadomienia sobie realnej i niszczycielskiej mocy grzechu, a to powinno prowadzić do nawrócenia. Człowiek w cierpieniu może przyzywać Bożego miłosierdzia, przemienić życie i odbudować w sobie dobro.

Jezus głosił, że cierpienie może być narzędziem wypełnienia się wielkich planów i spraw Bożych w życiu ludzi. Cierpienie jest często tajemnicą nieprzeniknioną i trudną do zrozumienia. Istnieją cierpienia naprawdę niezawinione. Ból, choroba, cierpienie zwykle przychodzą nagle i zaskakują człowieka. W tej pierwszej nieprzemyślanej reakcji człowiek dotknięty cierpieniem chciałby oskarżyć za nie Boga, swych rodziców czy innych ludzi. Trudno mu się przyznać, że u początku jego cierpienia może być on sam.

Poczucie bezużyteczności, niemożność kontynuowania dotychczasowych obowiązków mogą wyzwalać w człowieku chorym bunt. Jakże często z ust cierpiącego człowieka wyrywa się pytanie: dlaczego ja muszę cierpieć? Boże, gdzie Ty jesteś? Dlaczego patrzysz i milczysz, gdy cierpią ludzie niewinni, a nawet dzieci, a podłym ludziom dobrze się powodzi? Miliony ludzi powtarza te pytania. Ludzie sądzą, że Boża Opatrzność powinna zawsze ich zabezpieczać przed różnymi kłopotami i utrapieniami życiowymi. Łatwo zapominają że nasze życie na ziemi jest czasem próby. Czy nie należałoby naszego pytania: dlaczego cierpię – zamienić na inne – a mianowicie – co ja mogę zrobić z tym cierpieniem? Pełny sens, celowość a nawet pożytek cierpienia można będzie zrozumieć dopiero z perspektywy czasu i wieczności.

Każde cierpienie wychowuje człowieka i zmusza do poważnej refleksji. Może stać się okazją do zadośćuczynienia za własne czy cudze grzechy i lekarstwem prowadzącym poprzez nawrócenie do duchowego uzdrowienia. Cierpienie przeżywane jako sprawdzian wiernej miłości ma moc uszlachetniającą. Pismo Św. poucza: „Synu, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swoją duszę na doświadczenie(…), bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia” (Syr 2,1.5). Tam, gdzie jest ból, choroba, cierpienie, tam również jest blisko Bóg.

Katolicka nauka o cierpieniu kładzie mocny akcent na obowiązek leczenia, rozważnej troski o własne zdrowie i walki z cierpieniem, a dopiero potem na prawo łączenia swego cierpienia z cierpieniem, męką i Krzyżem Jezusa Chrystusa, by nawet z niego wyprowadzić dobro i odkryć zbawczy sens.

Jezus nie uzasadniał cierpienia, lecz je po prostu przyjął. Każdy przeżywa swoją chorobę w sposób jedyny i niepowtarzalny. Stąd trudno jest wniknąć w tajemnicę drugiego człowieka. Tylko osoba kochająca jest w stanie wniknąć w cierpienie drugiego człowieka, do niego się przybliżyć i pomóc mu je przeżywać. Ludzka miłość jest jednak niedoskonała i zawodna. Dlatego w cierpieniu trzeba się odnieść do źródła miłości – tzn. do samego Boga, bo tylko On wie, co w człowieku się kryje. Chory winien nawiązać osobistą i intymną wieź z Chrystusem, który doskonale zna ludzkie cierpienie. Cierpienie znoszone samotnie bez Chrystusa staje się cierpiętnictwem i nie przynosi żadnych korzyści. Cierpienie złączone z Krzyżem Chrystusa staje się zbawcze i uświęcające.

KRYZYS SENSU ŻYCIA W DOŚWIADCZENIU CHOROBY

Człowiek chory jest najczęściej skazany na pewną bezczynność. Z tego powodu może on doświadczać swą nieużyteczność. Czuje się niepotrzebny i z czasem zaczyna przeżywać osamotnienie. Stan niemocy czyni go coraz bardziej zależnym od innych, od jego otoczenia, które też może różnie reagować. Zaczyna się martwić, aby się nie stać zbyt uciążliwym ciężarem dla innych. Zaskoczony nagłą chorobą nie potrafi też jej znosić ze spokojem. Niekiedy dochodzi u niego do wewnętrznego buntu, a nawet „wadzenia się z Bogiem”. Przeżywa chwile depresji, załamania i rezygnacji. Odzywa się w nim pragnienie pełnego, zdrowego i normalnego życia. Budzi się też chęć dokonania czegoś jeszcze w swoim życiu. Doświadcza boleśnie swą ograniczoność i niemoc. Oczekuje życzliwej pomocy od ludzi i od Pana Boga. W doświadczeniu choroby może się ujawnić kryzys sensu życia, a tym samym kryzys sensu tego bolesnego doświadczenia.

Chorzy na początku zamykają się w sobie, ale po pewnym okresie, jeśli doświadczają życzliwości bezinteresownej otoczenia, mają zwykle wielkie zapotrzebowanie na bardzo osobiste rozmowy. Dobrze jest, jeśli w pobliżu chorego znajdzie się zaufany człowiek, który potrafi nie tylko cierpliwie go wysłuchać, ale równie pobudzić go do głębszej refleksji nad sensem cierpienia. Nie jest łatwo choremu odkryć głębszy sens i duchową wartość tego stanu, który doświadcza. Służyć temu powinien nie tylko mądry rozmówca, ale także dobra lektura, audycja radiowa, osobista refleksja a przede wszystkim modlitwa. Bardzo jednak destruktywnie i niekorzystnie oddziałuje na chorego nieustanne narzekanie i ciągłe opowiadanie historii swej choroby.

Choroba przeżywana w duchu chrześcijańskim może być odczytana i przyjęta jako „czas swoistego nawiedzenia Boga”, a zarazem jako wezwanie do przemiany i ulepszenia swego życia. Chory powinien się głęboko zastanowić nad tym pytaniem: co chce mu Bóg powiedzieć przez to zaskakujące go cierpienie, przez tę chorobę? Czasem choroba staje się okazją do opamiętania się. Innym razem jest przedziwnym „dłutem” w ręku Boga do kształtowania naszej dojrzałości duchowej. Chory winien być przekonany, że jego stan zdrowia może być czasem Bożej łaski, czasem duchowych refleksji, prowadzącym do wewnętrznej przemiany życiowej i szczególnego zbliżenia się do Boga.

CHOROBA JAKO BOLESNE DOŚWIADCZENIE I PRÓBA ŻYCIOWA

Każda choroba, która dotyka człowieka, jest przede wszystkim dla niego życiową próbą, szczególnym utrapieniem i bolesnym doświadczeniem. Odkrytą w sobie chorobę przeżywa się najpierw jako nieszczęście, które wnosi w nasze życie wiele ograniczeń, dolegliwości, kłopotów i pokrzyżowania życiowych planów. Dlatego nie należy dziwić się temu, że pierwszą i spontaniczną reakcją na wiadomość o wykryciu choroby zwłaszcza trwałej najczęściej jest zniechęcenie i bunt.

Trudno jest na początku pogodzić się człowiekowi ze stanem kłopotliwej sytuacji chorobowej. Czasem człowiek nie chce jakby bronić się przed nią: „To nie może być prawdą”. Liczy on wtedy na pomyślniejszą diagnozę i lepsze wyniki badań specjalistycznych. A gdy się one potwierdzają, to chory buntuje się, staje się zamyślony i smutny. Mogą się rodzić w chorym pretensje do samego Pana Boga, dlaczego dopuścił na niego taki stan. Człowiek taki zwykle pyta: Dlaczego ja? Potęguje się w nim złość, targowanie się z Bogiem, rodzi się depresja. Taki człowiek wpada jakby w zamknięte koło, bo bunt i pretensje niczego nie rozwiązują, ale raczej tylko wpływają niekorzystnie na stan zdrowia i cały proces leczenia. Każdy rodzaj choroby jest dla człowieka próbą. Dotyka bowiem sensu ludzkiego życia i cierpienia.

WIARA POZWALA ODKRYĆ GŁĘBSZY SENS CHOROBY

Człowiek ostatecznie potrafi znieść każdy ból, cierpienie, utrapienie, chorobę, jeśli tylko będzie przekonany o ich sensowności i celowości. Odkrycie pełnego sensu cierpienia i choroby wydaje się niezwykle trudne. Tym bardziej, że one zaskakują człowieka i najczęściej duchowo i psychicznie nieprzygotowanego na to zdarzenie. Dla ludzi silnych i zdrowych choroba staje się życiowym dramatem, złem, nieszczęściem i wydarzeniem niepomyślnym. Każde cierpienie uświadamia o realnej i niszczącej mocy grzechu. To nie Bóg karze grzesznika cierpieniem, ale sam grzesznik wymierza sobie karę, łamiąc Boże przykazania. Bóg jedynie dopuszcza cierpienie, które sami ludzie ściągają na siebie czyniąc zło. On potrafi nawet z tego cierpienia uczynić dla człowieka szansę.

Bóg z pewnością nie chce zła dla człowieka, tym bardziej nieszczęścia, cierpienia i choroby. Jeśli jednak je dopuszcza, to potrafi nadać i tym wydarzeniom negatywnym i niezrozumiałym sens głębszy i pozytywny. Tylko w świetle wiary można odkryć i odnaleźć ten głębszy sens i wartość cierpienia i choroby. Wiara pozwala nam dostrzec w cierpieniu nie tylko zawarte zło, ale także swoiste wezwanie moralne, a nawet szczególny rodzaj daru Bożego. Święta Teresa Benedykta od Krzyża, nawrócona Żydówka Edyta Stein, pisała kiedyś do swojej przyjaciółki: Co nie leżało w moich planach, leżało w planach Bożych. Coraz żywsze staje się we mnie przekonanie, płynące z wiary, że gdy się patrzy na rzeczy po Bożemu – to nie ma przypadków. Pan Bóg daje nam zawsze korzystne warunki dla naszego uświęcenia i rozwoju. Nawet pozorne klęski i choroby – mogą być pomocą upodobnienia się do Ukrzyżowanego i prowadzić ku naszemu zmartwychwstaniu. Miłującym Boga wszystko może pomagać do dobrego, a nawet choroba może stać się szansą realizowania dobra.

Pamiętamy ze szkolnej geografii, że najbardziej wysunięty cypel na południe Afryki nazwano „Przylądkiem Utrapień”, z powodu niemożności przedostania się tamtędy statkiem czy łodzią. Dopiero, kiedy Portugalczyk Vasco da Gama przepłynął spokojnie tę niebezpieczną strefę, przylądek ten otrzymał nazwę – „Przylądka Dobrej Nadziei”. Tak „przylądek utrapień” – stał się „Przylądkiem dobrej nadziei”. Jakże doskonale symbolizuje to wszystko co w swoim życiu – dzięki wierze – może przeżywać człowiek chory. Jako chrześcijanie mamy „nieść krzyż naszej choroby” z Jezusem Chrystusem. Oznacza to, że mamy odebrać naszej chorobie tę moc zła niszczącego i wykorzystać ją jako szansę do dobrego, zachowując ufność wobec Boga i miłość względem ludzi.

Jan Paweł II powiedział kiedyś: „Po ludzku sytuacja człowieka chorego jest trudna, bolesna, czasem wręcz upokarzająca, ale właśnie dlatego jesteście w sposób szczególny bliscy Chrystusowi. Męka, śmierć i zmartwychwstanie Zbawiciela pomoże wam rozjaśnić tajemnicę Waszego cierpienia. Cierpienie – uszlachetnione miłością – jest takim dobrem, nad którym Kościół pochyla się ze czcią poprzez całą głębię swej wiary w Odkupienie”.

CHRZEŚCIJAŃSKA POSTAWA WOBEC CHOROBY I CIERPIENIA

Niejednokrotnie choroba może ułatwić Bogu realizację Jego planów w życiu ludzkim. Dlatego może mieć ona charakter oczyszczający, twórczy, uświęcający i upodabniający chorego do Chrystusa, który cierpiał za zbawienie świata. Trzeba i to też zauważyć, że cierpienie czy choroba bywa nieraz wyrazem zaufania Boga do człowieka i dopuszczeniem go do większego udziału w męce i śmierci Jezusa Chrystusa.

Cierpienie uczy realizmu życia i życiowej mądrości, by człowiek nie ulegał złudnym i pozornym wartościom. Dla wielu choroba jest okazją odnalezienia zagubionej drogi do Boga, a dla innych łoże boleści staje się ołtarzem ofiarnym na którym składają swoje udręczenie za zbawienie siebie i bliźnich. Jeśli chory cicho, pokornie i z poddaniem się woli Bożej znosi cierpienie, to swoją postawą budzi budujące refleksje w ludziach zdrowych, a czasem nawet staje się budzicielem ich głosu sumienia. Otoczenie posługując chorym uczy się bezinteresownej i ofiarnej miłości. Chory jest zobowiązany do podjęcia leczenia. Lekceważenie pomocy lekarskiej i szukanie uzdrowienia wyłącznie w środkach nadzwyczajnych i nadprzyrodzonych mogłoby prowadzić do grzechu „kuszenia Pana Boga”.

Trzeba się też w chorobie – pomimo doświadczanej słabości – zdobyć się na świadome wzbudzenie intencji ofiarowania swego cierpienia Bogu. Nie można zmarnować szansy cierpienia nie dostrzegając jego zbawczego pożytku. Jest ono zaproszeniem do współpracy z Jezusem w Jego zbawczym dziele. Tylko ostatecznie w Chrystusie i przez Chrystusa rozjaśnia się zagadka ludzkiego cierpienia i dlatego On zaprasza: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.

Trzeba stan swej choroby zaakceptować nie na zasadzie mniej czy bardziej ślepej rezygnacji, ale dlatego, że wiara zapewnia nas, iż Bóg może i pragnie wyprowadzić dobro ze zła. Możemy stać się nawet „współpracownikami Boga” przez ofiarowanie naszych udręk choroby za innych, zdając się z ufnością na Niego i znosząc je mężnie. Potrzeba więc tej dziecięcej zdolności zawierzenia siebie Temu, który jest Miłością i który umacnia.

Silne światło na sens i wartość cierpienia rzuca Chrystus przez swoją naukę oraz przez swoje odnoszenie się do ludzi cierpiących. Jezus chętnie spotykał się z ludźmi dotkniętymi cierpieniem i okazywał im współczucie oraz rzetelną pomoc. Jego męka i ukrzyżowanie stały się nie tylko wyrazem solidarności z cierpiącymi ludźmi wszystkich czasów, lecz narzędziem zbawienia całego świata. Przez swą mękę krzyżową wyniósł Chrystus ludzkie cierpienie na poziom dzieła zbawczego.